***
-Co tam słychać moja droga Emilio?
-Czy ty przypadkiem sióstr nie pomyliłeś panie Hayboeck?-spojrzała na niego przymrużonymi oczami.
-Nie. Ja przyszedłem do ciebie.
-Do mnie?-brunetka ze zdziwienia, aż usiadła na na leżaku gdzie jeszcze pół minuty temu się opalała.
-Tak. Do ciebie.
-Dobra. To siadaj. Wiesz jesteśmy sami w domu. Możemy robić co nam się podoba.-poruszała znacząco brwiami i uśmiechnęła się zadziornie. Zawsze rozmieszało to chłopaka. Dzisiaj tylko uśmiechnął się niemrawo i usiadł na leżaku.-Mów mi tu zaraz co się dzieje, bo takiego Michaela Hayboecka to ja nie chcę oglądać.-westchnął bawiąc się palcami.
-Ja, ja nie wiem jak ja mam to powiedzieć.-spojrzał na nią smutnym wzrokiem. To musiało być coś poważnego.
-Spokojnie Michi. Chcesz się napić czegoś? Masz tutaj moją wodę. Jeszcze jej nie otwierałam.-podała chłopakowi małą butelkę wody, a ten wziął łyka, zakręcił butelkę i wziął głęboki wdech.
-Ile ty jesteś już z Gregorem?-zapytał patrząc na swoje dłonie.
-Cztery miesiące. Ale co to ma do rzeczy?
-Ma i to wiele.
-Michi mów do rzeczy. Zaczynam się już denerwować!
-Spokojnie. Bo wiesz, że Kamila jest w ciąży? Trzeci miesiąc.
-No tak. I co to ma z tym wspólnego?
-To nie jest moje dziecko.-powiedział łamiącym głosem.
-Co ty bredzisz?
-Ja słyszałem. Ja widziałem ich w kawiarni. Rozmawiali. Nie widzieli mnie. Powiedziała mu, że to jego dziecko. Rozumiesz? Ona mnie zdradziła. To jest okropne. Oszukała mnie. Doskonale wie, że to nie moje dziecko. Nie na widzę jej. Pomóż mi. Przytulisz mnie?-mówił i płakał. Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Przytuliła skoczka, a ten płakał i płakał. Odsunęła go od siebie.
-Michael weź się w garść. Powiedz mi to jeszcze raz. Mniej chaotycznie. -chłopak otarł łzy, ponownie się napił.
-Byłem dzisiaj koło jeszcze kilka minut temu w kawiarni ze Stefanem.
-Nie byliście na treningu?
-Byliśmy po.
-Ale przecież Gregor mówił, że..
-Wszystkiego się dowiesz, ale mi nie przerywaj.
-Dobrze, mów dalej.
-I siedzimy sobie ze Stefanem pijemy herbatkę, jemy ciasto. Tylko nie mów nic trenerowi. I nagle do Stefana zdzwoniła Marisa i odebrał i wyszedł do toalety odebrać, bo podobno miała jechać do jakiegoś tam lekarza, ale to nie jest ważne. Tam są te takie wysokie kanapy. W tej kawiarni. I ja tak sobie siedzę i słyszę głos Kamili myślałem, że ty też tam jesteś i myślę sobie, a podejdę przywitam się, bo skoro Stefana nie ma to z wami trochę pogadam. I nagle usłyszałem jak Schlierenzauer mówi, że on tak dłużej nie wytrzyma. Zaciekawiło mnie to, siedziałem za nim, więc mnie nie widział, a Kamila raczej też mnie nie widziała. Zauważyłem, że Stefan stoi koło drzwi od toalety i im się przygląda z dziwną miną. A to co usłyszałem tak mnie zatkało, że nie mogłem ruszyć się z miejsca przez dobre kilka minut. Twoja siostra powiedziała mu takie coś mniej więcej takiego, że jak on to sobie wyobraża. Jak ma mi powiedzieć, że to dziecko nie jest twoje. On zaraz poleci do tej psychicznej debilki Emilii, tak powiedziała, przysięgam. On takie coś, ale jak możesz tak mówić o siostrze, a ona cytuję, mam w dupie ją, tego kretyna Hayboecka. Chciałabym, żeby oboje zdechli. Nie na widzę ich. Nie wiem jak już tyle z nim wytrzymuję. Musimy ich jakoś wykończyć. Oni muszą zdechnąć, im szybciej tym lepiej. Upozorujemy jakiś wypadek. Nikt się nie domyśli, że to nasza robota. Gregor wybuchnął śmiechem, ale nie był to taki śmiech typu z jakiegoś kawału lub z czegokolwiek innego śmiesznego. On był taki, taki, taki nie mam bladego pojęcia jak go określić, ale gdy go usłyszałem miałem ciarki na całym ciele, aż dreszcze mi przez ciało przebiegły. Nie wiem co oni dalej planują, bo Stefan mnie wyciągnął z tego miejsca i przywiózł tutaj, bo stwierdził, że muszę ci powiedzieć i musimy uciekać stąd jak najszybciej. Stefan ma przyjechać za godzinę. Masz spakować wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy i mamy jechać do mnie, żeby spakować mnie, a potem wyjechać do jakieś jego ciotki do Niemiec.-historia ta wstrząsnęła dziewczyną. Nie była wstanie nic powiedzieć. Nie była wstanie nawet mrugnąć.- Emila, musimy jak najszybciej cię spakować. Ty nie wiesz o tym, że Gregor, on, on. To teraz nie jest ważne. Musimy uciekać. Lepiej, że o tym nie wiesz. Emila, do jasnej cholery ruszaj się. Musimy cię spakować.-pociągnął dziewczynę za rękę, gdy byli już w jej pokoju i pakowali jej rzeczy dopiero się odezwała:
-Michi, ale co ze skokami, co z moją szkołą, co z rodzicami?
-Twoi rodzice już wiedzą, bo oni już nie żyją. Szkołą się nie martw. Została ci ostatnia klasa. Będziesz chodziła tam. A jeśli o skoki to, to ja z nimi kończę.
-Jak to oni nie żyją?-wypuściła z rąk białą sukienkę w różnokolorowe paski, którą dostała dwa miesiące temu na swoje osiemnaste urodziny.
-To zbyt poważna sprawa na teraz. Musimy jak najszybciej się stąd wynosić. Mogą być w każdej chwili. Masz wszystkie dokumenty?
-Tak. Dobrze Michael. Już możemy jechać. Ja wezmę torbę, a ty weź walizkę.
-Dobra. Stefan już jest, szybko. -chłopak wziął walizkę w jedną rękę, a za drugą złapał przerażoną dziewczynę za rękę, która miała na ramieniu torbę i pobiegli szybko do Krafta, który stał już przy otwartym bagażniku. Szybko wsadzili bagaże do bagażnika, wsiedli do samochodu i ruszyli z piskiem opon do mieszkania Hayboecka.
-Dzięki Stefan. Jesteś świetnym przyjacielem.
-Nie masz za co dziękować. Lepiej jej pilnuj. Dobrze wiesz, że ludzie, z którymi Schlierenzauer współpracuje zrobią wszystko, żeby was znaleźć. Jak dobrze, że moja dom mojej cioci jest obok tego Liceum. Nie będzie przynajmniej musiała przechodzić przez ulicę. Mam nadzieję, że w Dortmundzie tak łatwo was nie znajdą. Jak skończy szkołę musicie uciec gdzieś indziej. Jak najbardziej bezpieczne miejsce. Zamieszkajcie w jakieś malutkiej wsi w Polsce i będzie dobrze. Emila, znaczy się jej rodzice są z Polski, a ona w sumie też się urodziła w Polsce i polski zna lepiej niż niemiecki więc z tym problemu nie będzie.
-Jeszcze raz dziękujemy. Jesteś najlepszym przyjacielem na świecie. Przytuliłbym cię czy coś, ale nie chcę jej budzić. Po tylu wrażeniach to ja się jej nie dziwię, że śpi. Ja raczej nie będę mógł zasnąć. Jeszcze raz dziękuję.
-Nie masz za co. Kiedy wyjeżdżacie?
-Chcę jak najszybciej. Walizki są już w samochodzie.
-To może teraz?
-Ale ona śpi.
-To ci pomogę. Wezmę twoje torby, a ty weź Emilę. Zadzwonię do ciotki, że zaraz wyjeżdżacie.
-Ale Stefan, ja nie wiem czy dam radę jechać ponad sześć godzin. I to jeszcze w nocy.
-Hayboeck, na świnię Dietharta! Weź się w garść. Musisz to zrobić. Wiem, że dasz radę. Pamiętasz jak kiedyś jechałeś osiem i to przez całą noc? Bez ani jednego postoju?
-Nie mam bladego pojęcia jak to zrobiłem.
-Nie marudź tylko bierz ją na ręce i wychodzimy.
-No dobra. To idziemy.
-Dobry chłopiec. - po chwili byli już przed blokiem nie wiedząc co powiedzieć.
-To nadszedł czas się pożegnać.
-Musiał kiedyś nadejść. Będę tęsknić Krafti.
-Ja też będę tęsknił Michi. Nie sądziłem, że te całe pożegnania są takie smutne i ckliwe.-przytulili się klepiąc po plecach.-Uważaj na siebie, na nią, na was oboje. Musisz być silny za was oboje. Odezwij się jak dojedziecie, ale gdzieś w chuj daleko od tego domu, nie musisz od razu dzwonić czy pisać.
-Ty też uważaj na siebie.
-Będę pamiętał. No pakuj się do auta i jedź ostrożnie.-odsunął się od przyjaciela i otarł samotną łzę spływającą z policzka.
-Będę tęsknić Stefan!-na szyi skoczka zawisła niska, drobna brunetka, która jeszcze przed chwilą smacznie spała w samochodzie.
-Ja też mała. Będziemy się kontaktować. Przyjadę do was za jakiś czas. Może dostanę jakieś kontuzji?
-Nawet tak nie żartuj Stefan.-dziewczyna odsunęła się od niego uderzając go w tył głowy.
-Dobrze, dobrze. Jedźcie już.
-Pa Stefan. -dziewczyna przybiła piątkę ze skoczkiem, tak jak jego przyjaciel. Wsiedli do samochodu i odjechali. Po chwili odjechał również on.
***
-Ten pajac Kraft pomógł im uciec.
-Skąd wiesz?
-Serio się mnie pytasz?
-Ahh...no tak ty wiesz wszystko.
-Gregor, czy ty coś tutaj sugerujesz?
-Nie. Dlaczego tak uważasz?
-Ta twoja mina i ten ton sugerują, że masz coś na myśli. A i pamiętaj, ten twój kumpel Toni to pracuje dla mnie. Wystarczy, że ma się pieniądze, urodę i inteligencję to ma się Toniego i jego ludzi. Widzisz jak cię lubi? Wcale. Twierdzi, że jesteś nic nie wartym frajerem. I ja się z tym zgadzam.
-To do czego ja ci jestem potrzebny?
-Żeby złamać serduszko mojej siostry. Ona cię kocha jak wariatka. Ona biedna się pewnie załamie. Złapie jakąś depresję lub co tam jeszcze będzie chciała lub nie i będzie łatwiejszym celem dla naszego, znaczy się mojego kochanego Toniego i jego ludzi. Dziękuję Greg.
-Gdzie ty masz serce?
-Hayboeck je złamał jakieś pół roku temu.
-O czym ty mówisz?
-Przytulił ją na moich oczach.
-Miała wtedy imieniny.
-Co mnie to obchodzi. Przytulił ją.-wysyczała w stronę skoczka podchodząc bliżej.-A ty co? Dobre serduszko ci się uruchomiło?
-Ja nie miałem bladego pojęcia co tym knujesz wariatko!
-Licz się ze słowami Schlierenzauer!
-Bo co? To moje mieszkanie. Więc się wynoś.
-Ta mała szmata jeszcze pożałuje za to co mi zrobiła.
-A co ona ci zrobiła?
-Urodziła się.-wysyczała dziewczyna. Odrzuciła włosy do tyłu i wyszła trzaskając drzwiami.Gregor usiadł na kanapie i głośno westchnął.
***
Tak wiem. Namieszałam. I to bardzo namieszałam.
Nie wiem skąd się wziął ten pomysł i to wszystko, ale...ale...jakoś tak wyszło. Sama nie wiem czemu napisałam taki chyba trochę kryminał.
Zabijcie mnie za to, bo to mi się nie podoba.
Nie wiem czy Wam to się spodoba, ale może jednak.
Kto nie ryzykuje ten nie pije szampana.
GosiaczeK